W Birmie jestem piąty dzień, i ciągle jestem zaskakiwany nowymi, wspaniałymi widokami, architekturą oraz przede wszystkim mieszkańcami tego kraju. Nigdy nie byłem tak emocjonalnie związany z krajem, który zwiedzałem, w którym wypoczywałem, i który z dnia na dzień stawał się mi coraz bliższy.
Po rannym przylocie z Bagan do Mandalay priorytetem było dla mnie zobaczenie mostu tekowego w Amarapurze nieopodal Mandalay. Cały dzień zwiedzałem miasto, a na koniec dnia wybrałem się na most. Dotarłem tam zbyt późno, choć jeszcze na 1,5 godziny przed zachodem słońca, a ponieważ była to niedziela, to na moście dosłownie był korek utworzony z ludzi (oczywiście mostem nie mogą jeździć żadne pojazdy, nawet miejscowi nie jeżdżą przez most rowerami, tylko je przeprowadzają). Birmańczycy z Mandalay i okolic tu właśnie spędzają niedzielne popołudnia i podziwiają piękne zachody słońca. Na moście oprócz całych birmańskich rodzin było również mnóstwo turystów oraz mnichów. Dla mnie, osoby która robi mnóstwo zdjęć, nie był to najlepszy czas, ponieważ w każde obiektywu chciałem uchwycić prawdziwe życie na moście, a nie te weekendowe i turystyczne. Ale nawet pomimo tych niedogodności byłem tym miejscem oczarowany. Oczarowany do tego stopnia, że postanowiłem tu wrócić następnego dnia w poniedziałek, i to dużo wcześniej. Następnego dnia tak ułożyłem dalszy plan zwiedzania Mandalay, aby na moście być już około godziny 14.00. Jak postanowiłem, tak tez się stało. Po dotarciu na most stwierdziłam, że była to bardzo dobra decyzja. Most był prawie pusty, a momentami zupełnie nikogo na nim nie było. Spotykałem jedynie mnichów, na co właśnie liczyłem. Zrobiłem mnóstwo zdjęć, zarezerwowałem także łódkę u miejscowego przewoźnika, zresztą bardzo miłego starszego pana, aby przed zachodem słońca móc wypłynąć na wodę i podziwiać most i schyłek dnia z perspektywy nieco innej. Most i jego otoczenie były czarujące gdy się na nim było, ale gdy wsiadłem do łódki i odpłynąwszy kilkadziesiąt metrów od niego dopiero uznałem, że widzę to, co podziwiałem przed wyjazdem do Birmy na fotografiach w internecie. To był niesamowity i piękny spektakl zachodzącego słońca z mostem tekowym i spacerującymi po nim ludźmi w tle. Najbardziej cieszyło mnie to, że prawie w ogóle nie było turystów, tylko sami mnisi. Widok zachodu słońca połączony z mostem i przechadzającymi się po nim mnichami był moim oczekiwaniem na zrobienie tam zdjęć, o których wcześniej marzyłem. Dopiąłem swego. Z łódki wyszedłem dopiero wtedy, gdy naprawdę zaczęło się robić ciemno. Tych wrażeń nie zapomnę nigdy! Była to najlepsza decyzja, widok powalający... marzenia się spełniają, ale jest to jedno z miejsc gdzie chciałbym powrócić. Atmosfera jest wprost majestatyczna... a zdjęcia wychodzą piękne...
A teraz kilka słów z historii...
Amarapura, to stara stolica Birmy położona kilkanaście kilometrów od Mandalay. Dziś z powodu szybko rozrastającego się miasta Mandalay należy administracyjnie do niego. Jako stolica funkcjonowała w 18-tym i 19-tym wieku, lecz ciężko by się było o tym zorientować bo nie ma typowo miejskiej zabudowy, podobnie jak dwie inne stare stolice w okolicy czyli Inwa i Sagaing. W tym kraju inaczej widocznie podchodzi się do kwestii ustanawiania stolic w dużych ośrodkach miejskich. Aktualnie sytuacja wygląda podobnie ponieważ po zamieszkach, nazwanych rewolucją mnichów, które wybuchły tu w 2007 roku i głośno odbiły się w światowych mediach, junta wojskowa z obawy przed swoimi obywatelami przeniosła stolicę do Bago, niedużego miasta oddalonego 80 km od Yangon (obecnie Rangoon), największego miasta Birmy. Sami generałowie rządzący krajem, podobno urzędują gdzieś w dżungli, i nie wiadomo za bardzo gdzie dokładnie.
W najbliższej okolicy znajduje się najdłuższy na świecie most z drewna tekowego, który nazywa się "U Bein". Ma 1,2 km długości i został zbudowany przez niejakiego U Beina, z kolumn pałacu, który opustoszał po przeniesieniu stolicy do Mandalay w 19-tym wieku.
Most "U Bein" uznawany jest za najdłuższą tego typu budowlę na świecie. Łączy dwa brzegi jeziora Taungthamam w Amarapurze. Od ponad 160 lat jest ważnym ciągiem komunikacyjnym oraz miejscem, gdzie Birmańczycy zwyczajnie wybierają go na weekendowy spacer lub w zwykły dzień odpoczywając tam po całym dniu pracy.
Geometria mostu "U Bein" prezentuje się zdecydowanie zachęcająco. Przyjeżdża tu wielu turystów, aby z pokładu wynajętej łódki podziwiać zachodzące nad mostem słońce. Ale nie tylko architektura mostu oraz piękne zachody słońca przyciąga tu rzesze turystów. Przede wszystkim odwiedzają most, aby spotkać tu miejscowych mnichów w ich charakterystycznych krwisto-czerwonych ubiorach. Najwięcej mnichów przychodzi na most, albo wcześnie rano, aby zebrać dary (głównie jest to pożywienie) od miejscowej ludności lub o zachodzie słońca, kiedy to podziwiają schyłek kończącego się dnia.
Foto i tekst: Robert Krupiński
KOMENTARZE
Nikt nie skomentował tej treści, bądź pierwszy.
Aby skomentowac treśc musisz byc zalogowany,
zaloguj się lub
załóż konto